- Jak najdalej stąd. Puszczaj!
- Nie masz dokąd pójść. Na nasze nieszczęście, my jesteśmy twoją jedyną rodziną, pokrako. - Kuzyn nie dawał za wygraną.
- A od kiedy tak się mną interesujesz? Daj mi spokój, puszczaj, kretynie! - Harry już nie ukrywał złości.
- Wcale się tobą nie interesuję, tylko bawi mnie patrzenie na twoje cierpienie. - Obleśny uśmiech zagościł na tłustej twarzy Dudleya.
- Popaprany sadysta! Nie dotykaj mnie tymi ohydnymi łapskami!
Złość chłopaka wylała się z niego gwałtownie i nagły podmuch mocy magicznej sprawił, że żarówki pękły i szyby w oknach zatelepały złowieszczo, by za chwilę roztrzaskać się na tysiące małych, błyszczących kawałeczków. Wszyscy domownicy patrzyli na to z wymalowanym szokiem na twarzach. Nawet Harry nie wiedział co się przed chwilą stało. Szybko się otrząsnął i korzystając z okazji, że kuzyn już go nie trzyma, wyszedł z domu. Będąc już na zewnątrz, puścił się biegiem przed siebie ciągnąc za sobą kufer. Nie wiedział, dokąd ma iść. Pomyślał, że mógłby wysłać list do Rona i Hermiony z prośbą o pomoc, więc usiadł na ławeczce w opustoszałej części miasta, wyjął potrzebne rzeczy i zaczął pisać.
Hej!
Uciekłem z domu, przepraszam, ale nie mogłem tam dłużej wytrzymać. Nie po tym jak Dudley mnie pobił. Nie wiem też co się dopiero stało, bo gdy wpadłem w złość to niewątpliwie było to coś dziwnego. Szczegóły opowiem wam osobiście. Czy moglibyście mi jakoś pomóc?
Pozdrawiam,
Harry.
- Hedwigo, wiesz do kogo. - Mówiąc to przywiązał list do sowiej nóżki i patrzył jak z gracją odlatuje.
Po chwili sowa zniknęła za horyzontem, a Harry został sam. Znów wracał myślami do tego pamiętnego dnia gdy zginął Syriusz. Często miewał koszmary, w których przeżywał od nowa scenę, gdy Bellatrix trafia prosto w Syriusza czarem uśmiercającym. Wiedział, że rozpamiętując to, przysparza sobie cierpień, ale nie chciał o nim zapomnieć i w gruncie rzeczy obwiniał siebie za jego śmierć. Gdyby mógł cofnąć czas... No właśnie... gdyby mógł, ale doskonale wiedział, że nie może. Tylko starał się jakoś usprawiedliwić przed samym sobą; jednak wiedział, że to daremne.
- Co ja mam teraz zrobić? - powiedział do siebie, lecz wiedział, że nie otrzyma odpowiedzi.
Wstał i zaczął iść przed siebie nadal myśląc co by było gdyby. Sam nie wiedział jak długo szedł i nawet nie znał celu swej wędrówki. Zaczynało się ściemniać, a z własnego doświadczenia wiedział, że nocą włócząc się po mieście bez celu, nie czeka go nic dobrego.
Nagle coś usłyszał, coś jakby samochód, ale rozglądając się na boki nie zauważył żadnego. Chyba że... tym razem spojrzał do góry i widząc to uśmiechnął się szeroko. Z latającego pojazdu wychylały się cztery osoby - Ron, Fred, George i o dziwo pan Weasley, który siedział za kierownicą owego samochodu.
- Co tak stoisz chłopcze? Wsiadaj - powiedział rudowłosy mężczyzna lądując samochodem nieopodal Harry'ego.
- Cześć, Harry - powiedzieli w tym samym czasie bliźniacy.
Z samochodu wyszedł ojciec chłopców i Ron, który szybko do niego podszedł z nieodgadniętym wyrazem twarzy.
- Stary, jak ty wyglądasz? - Teraz dało się usłyszeć w jego głosie przerażenie wraz ze złością na sprawcę takiego stanu przyjaciela. - Zapłaci za to ten cholerny mugol!
- Ron, język - upomniał go pan Weasley. Rudzielec puścił tą uwagę mimo uszu i nadal wypatrywał w przyjacielu innych oznak pobicia.
- Nic mi nie jest - zaprzeczył Harry wiedząc doskonale, że tak nie jest. Czuł się strasznie, ale nie chciał martwić innych swoimi problemami. Jak zawsze starał się załatwić wszystko sam. Nawet wątpił, czy będzie chciał gadać o tym wszystkim. - Jestem zmęczony, możemy już ruszyć?
- Jasne, chodź. - Chłopak pociągnął bruneta w stronę samochodu. - Opowiesz wszystko kiedy indziej. Jak odpoczniesz - sprecyzował.
W czasie jak chłopcy rozmawiali, starszy Weasley zdołał włożyć rzeczy chłopaka do bagażnika samochodu. Gdy byli już wszyscy w środku nadleciała sowa z wiadomością dla ojca chłopców. Twarz czytającego stężała i nie wyrażała kompletnie nic, może poza lekkim przerażeniem, ale tego brunet już nie był pewien. To nie powinno go interesować, więc udawał, że niczego nie zauważył. Harry czuł się strasznie zmęczony. Starał się utrzymać świadomość, by w razie potrzeby móc odpowiedzieć na pytania innych. Długo walczył z sennością, ale walka z góry była skazana na klęskę; był wyczerpany nie tylko fizycznie, ale też i magicznie. Siedział na tylnym siedzeniu jednym uchem słuchając kłótni bliźniaków z Ronem i cichych upomnień pana Weasleya. Ktoś zapytał go o zdanie, lecz nie dane było mu już usłyszeć pytania nim zasnął.
***
- Skąd wiedzieliście, że już nie śpię? - zapytał brunet zaintrygowany, a na twarzach przyjaciół pojawił się smutek. - Ej, co jest? Co to za miny?
Dziewczyna wskazała palcem na obraz wiszący nad łóżkiem Harry'ego. To był portret...
- Syriusz... - szepnął Harry, a mieszkaniec porteru się tylko uśmiechnął lekko i zniknął za ramą. - Nie jestem w Norze, prawda?
- Nie. Harry, my chcieliśmy ci powiedzieć, ale... - ucięła pod groźnym spojrzeniem przyjaciela.
- Ale co? - wysyczał. - Baliście się, że się rozpłaczę?
- Nie. Harry, ja...
- Dosyć, nie muszę tego słuchać. Nic mi nie jest, idźcie sobie - przerwał jej brunet wściekłym tonem.
- Dobrze, przyjdziemy potem - westchnęła i popchnęła rudzielca w stronę drzwi.
- Ten list co tata dostał... w nim było napisane, byśmy przywieźli cię tutaj.
- Niby z czyjego rozkazu? - warknął, domyślając się odpowiedzi.
- Dumbledore'a.
- Dumbledore'a - sarknął brunet. - Dobre sobie, jakby mógł decydować o mnie.
- Harry, co się z Tobą dzieje? Nigdy się tak nie zachowywałeś... - powiedziała cicho Hermiona, a Harry pojął o co jej chodziło.
- Wybaczcie. - Złapał się za głowę przymykając oczy. - Chyba jestem jeszcze zmęczony.
Dziewczyna wydawała się być nie przekonana, natomiast rudzielca najwidoczniej usatysfakcjonowała ta odpowiedź.
- To my pójdziemy. Zdrzemnij się trochę, pogadamy potem. - Teraz to Ron ciągnął dziewczynę, nadal wpatrującą się w bruneta, w stronę wyjścia.
Dźwięk zamykanych drzwi pobrzmiewał przez chwilę w pomieszczeniu. Był w kwaterze głównej Zakonu Feniksa. Mimowolnie zacisnął zęby by nie krzyknąć z rozpaczy, która w ekspresowym tempie go ogarnęła, przypominając o śmierci ojca chrzestnego.
- Przecież mieliśmy jechać do Nory! - jęknął żałośnie na głos, lecz na tyle cicho by nikt nie mógł tego usłyszeć, poza jednym wiszącym nad głową portretem.
- Aż tak bardzo nienawidzisz mojego domu? - Cichy męski głos rozległ się po pokoju, a brunet zdębiał. Ze łzami w oczach odwrócił się i spojrzał prosto w znajome mu od niedawna jasne oczy. - Nie płacz, Harry.
- Syriuszu, ja tylko... - uciął, gdy głos mu się załamał, a jego ciałem wstrząsnął szloch.
Chłopak położył się na poduszki łóżka i przymknął oczy zapadając w niespokojny sen.
Harry rzucał się na łóżku widząc w marze sennej dobrze znane mu wspomnienie, które na nowo odżyło w jego pamięci. A pobyt w domu Syriusza wcale nie pomagał w zapomnieniu o tym strasznym wydarzeniu.
- Harry! - Ktoś krzyknął nad jego głową, lecz owy głos tylko podwoił siłę koszmaru. - Harry, do cholerny, obudź się!
Tym razem zadziałało. Zielonooki chłopak się obudził, zamglonym spojrzeniem wodząc po pokoju.
- Syriuszu... tak mi przykro. To wszystko... moja wina - szepnął cicho.
- Nie twoja wina i przestań tak gadać. Teraz zawołałem twoich przyjaciół. Oni ci pomogą, a my pogadamy kiedy indziej, przyrzekam. Teraz to dla ciebie za dużo. Do widzenia, Harry - mówiąc to zniknął ponownie za ramą obrazu.
Drzwi pokoju bruneta otworzyły się z impetem i cała gromada ludzi aż się wsypała do środka. Zielonooki Gryfon z zapłakaną twarzą i nieobecnym spojrzeniem odwrócił się w stronę przybyszy. Na ten widok Hermiona sapnęła, a reszta stała zaniepokojona.
Tym razem zadziałało. Zielonooki chłopak się obudził, zamglonym spojrzeniem wodząc po pokoju.
- Syriuszu... tak mi przykro. To wszystko... moja wina - szepnął cicho.
- Nie twoja wina i przestań tak gadać. Teraz zawołałem twoich przyjaciół. Oni ci pomogą, a my pogadamy kiedy indziej, przyrzekam. Teraz to dla ciebie za dużo. Do widzenia, Harry - mówiąc to zniknął ponownie za ramą obrazu.
Drzwi pokoju bruneta otworzyły się z impetem i cała gromada ludzi aż się wsypała do środka. Zielonooki Gryfon z zapłakaną twarzą i nieobecnym spojrzeniem odwrócił się w stronę przybyszy. Na ten widok Hermiona sapnęła, a reszta stała zaniepokojona.
- Bawi was patrzenie na szesnastoletniego chłopaka płaczącego z byle powodu? - Harry starał się brzmieć stanowczo, ale jego wyraz twarzy mówił coś w stylu: Potrzebuję pomocy.
- O co się wściekasz, Potter? - Głos znienawidzonego nauczyciela eliksirów przebił się przez gwar cichych rozmów.
- O, Mistrz Eliksirów Hogwartu we własne osobie, jak miło. - Młody Potter uśmiechnął się psotnie ukazując szereg białych zębów, a w jego oczach pokazały się irracjonalne wesołe ogniki..
- Wstrętny bachor. - Tylko ciemnowłosy mężczyzna potrafił zawrzeć tyle jadu w kilku słowach.
Wszystkie osoby opuściły pokój nieco uspokojone, a Harry czuł się nadal zmęczony, więc postanowił pójść do łazienki wziąć prysznic. Odrzucił kołdrę, wysunął nogi za brzeg łóżka i niepewnie zaczął się podnosić. Stanął na własnych nogach, zrobił krok do przodu i niespodziewanie upadł z cichym sykiem. Ręka automatycznie sięgnęła do bolącego miejsca i dotknęła czegoś ciepłego i mokrego. To była krew. Krwawił z prawego boku.
- Cholera - zasyczał.
W tej właśnie chwili odezwał się ciemnowłosy mężczyzna, który nie patrząc na chłopaka szukał czegoś w pomieszczeniu, którego drzwi znajdowały się na przeciwko drzwi do pokoju, które zostały otwarte.
- Język, Potter. Co ty robisz na podłodze? - zapytał Snape przystając w drzwiach i spoglądając na skulonego bruneta.
- Profesorze, ja... krwawię.
- Cholera - sapnął, kładąc pospiesznie na stoliku nieopodal fiolki z eliksirami, które trzymał i podbiegł do chłopaka. - Jak to się stało?
- Nie mam pojęcia, profesorze. Wstałem tylko. Chciałem pójść do łazienki i nagle mnie zabolał bok. - Chłopak był wyraźnie przestraszony.
Mistrz Eliksirów wziął chłopaka na ręce i położył z powrotem na łóżku, przywołując różdżką eliksiry, które niedawno przyniósł.
- Wypij. - Podał chłopakowi eliksir uspokajający i inny, którego chłopak nie mógł rozpoznać. Harry posłusznie wypił oba i poczuł się bardzo senny. Chwilę potem już spał.
To na chwilę obecną tyle. Mam wszędzie ponapisywane jakieś części do opowiadania, więc muszę je jakoś ogarnąć. Możliwe, że już dzisiaj zacznę pisać rozdział, ale nic w życiu nie ma pewnego. Jak się wam podoba opowiadanie (raczej jego początek)? Możliwe, że niektóre wątki są takie "kiczowate", ale cóż poradzić, wszystko już BYŁO. Mogę się jedynie pochwalić tym, że takiego czegoś nigdzie indziej nie widziałam.
Pozdrawiam!
Świetny rozdział xD Bardzo mi się podobał :))) Lekki i przyjemny w czytaniu ;D
OdpowiedzUsuń~ Rose Malfoy-Potter $
Super, już mi się podoba
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam Twój blog i po pierwszym rozdziale juz nie mogę się doczekac kolejnych, które zaraz przeczytać. No, no muszę przyznać że ten jest dość zaskakujący.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńlekki i przyjemny rozdział, jak dobrze, że Harry może polegać na przyjaciołach, ciekawe skąd ta rana, więc to jednak jego kuzyn chciał go zatrzymać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Snape jaki dobry, wziął go na ręcę :')
OdpowiedzUsuńRozdział świetny!
Pozdrawiam Ola
Kochani rudzielce zawsze przybywają z pomocą. To smutne, że Harry oskarża siebie o śmierć Syriusza, to nie jego wina, nie on go zabił. Zaczyna się denerwować na Dumbledore'a, który o nim decyduje, ciekawe jak długo będzie to trwać.I kto by pomyślał, że Stary Nietoperz uratuje chłopaka z opresji. I kim była tajemnicza postać ze snu? Lecę czytać dalej, podoba mi się bardzo, XO /Alixe
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemny rozdział, dobrze, że Harry może polegać na swoich przyjaciołach, skąd ta rana? jak się okazało to Dudley chciał go zatrzymać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej własnie natknęłam się na Twój blog, na innym blogu :D Zabieram się za czytanie bo opis mnie bardzo zaciekawił :D
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cieszę się że Harry może polegać na swoich przyjaciołach, ale skąd ta rana się wzięła? okazuje się to Dudley chciał go zatrzymać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza